Pompa funebris, czyli zwyczaje pogrzebowe polskiej szlachty

Pompa funebris, czyli zwyczaje pogrzebowe polskiej szlachty

Dziś przeżywamy jedno z najbardziej istotnych dla naszej religii i kultury świąt w kalendarzu liturgicznym. Dzień Wszystkich Świętych to przede wszystkim czas, kiedy gromadzimy się na cmentarzach, tradycyjnie oddając hołd zmarłym. Jest to okazja do spotkań w gronie rodzinnym, porozmawiania z bliskimi o przemijaniu i pamięci. Często wracamy do smutnego, przejmującego momentu pogrzebu drogiej nam osoby, spoczywającej na nekropolii. Obecnie ma to zazwyczaj wymiar skromnej, stosunkowo krótkiej ceremonii w której uczestniczy rodzina, znajomi czy sąsiedzi. Daleko nam jednak do sposobu celebracji „ostatniej drogi” zmarłego, jaki praktykowano w czasach sarmackich. Warto poświecić kilka słów temu zagadnieniu w ten listopadowy wieczór.

Pompa funebris był to typowy dla szlacheckiej Rzeczypospolitej rodzaj ceremoniału, służącego do oprawy pogrzebu w bardzo charakterystyczny bogaty, różnorodny, ekspresyjny sposób. Całe widowisko, niemalże fantastyczne, towarzyszyło procesowi pożegnania zmarłego, począwszy od samej jego śmieci aż po złożenie w grobie. Skupiając się przede wszystkim na warstwie szlacheckiej należy stwierdzić ponad wszelką wątpliwość, że herbowi przywiązywali do tego niezwykle dużą wagę, traktując pogrzeb z niezwykłą estymą i pieczą. Wszystko to wpisywało się w znany od średniowiecza, a kultywowany w kolejnych wiekach motyw tzw. ars bene moriendi, czyli sztuki dobrego umierania.

Zacznijmy jednak od stwierdzeń ogólnych. Staropolski pogrzeb miał najczęściej przebieg dość typowy. Przy łożu zmarłego gromadziła się rodzina wraz z kapłanem, odmawiając wspólnie modlitwy. Praktykowanym zwyczajem było wystawianie zwłok ubranych w odświętne szaty i ułożonych na katafalku, celem złożenia im ostatniego hołdu. Po wystawieniu ciała, okadzanego jałowcem i pachnidłami, czuwali przy nim zakonnicy, a jeżeli szlachcic był na tyle majętny, to także jego służba i żebracy. Z racji dużych odległości, a także prestiżu zmarłego (np. liczącego się magnata i patrona) ciało zmarłego „czekało” nieraz dłuższy czas na odwiedziny przybyłych, dlatego też nieraz miesiącami czekano ze złożeniem zmarłego do grobu. Czasem powodem była… chęć dokończenia mauzoleum, w którym spocznie!

O śmierci zawiadamiano listownie, zapraszając jednocześnie na pogrzeb nie tylko krewnych czy znajomych, ale także duchownych, w tym biskupów oraz lokalnych urzędników, ale także senatorów i dygnitarzy państwowych. Ich udział miał podkreślać rangę nieboszczyka w hierarchii społecznej. Uczestnicy pogrzeby zobowiązani byli do noszenia strojów żałobnych z czarnych tkanin. Uroczystości rozpoczynało bicie z dział i odgłos dzwonów wszystkich miejscowych kościołów.

Ciało przenoszono do kościoła w specjalnej procesji, w wyznaczonym szyku: magnateria i szlachta sprawująca urzędy wraz ze swoimi herbami, księża i zakonnicy, żebracy w czarnych płaszczach, trumna na karawanie, najbliższa rodzina i krewni. W najbliższej odległości od trumny jechał na pogrzebie archimimus, czyli specjalnie wyznaczona osoba, która imitowała postać zmarłego. Tenże w czasie uroczystości jechał zazwyczaj na koniu wraz z giermkiem, a za nimi szła osoba niosąca drzewo genealogiczne zmarłego. Dla służby sprawiano osobne kostiumy, konie wiedzione za trumną zmarłego strojono w kity, pióra żurawie, skóry lamparcie, oblekano w kapy złotogłowe, które musiały być tak sute i długie, aby „wlekły się” po ziemi.

Charakterystycznym dla epoki baroku było tworzenie tzw. castrum doloris (łac. dosł. twierdza boleści), czyli specjalnie przygotowanej wielkiej, bogatej konstrukcji, ustrojonej w rzeźbione, malowane i złocone akcesoria, wyposażone w alegoryczne postaci, godła, emblematy, dewizy i sentencje, opiewające cnoty i zasługi zmarłego. W „nogach” trumny przybijano zazwyczaj portret zmarłego, wykonany zwykle bardzo realistycznie, z dużym staraniem o oddanie podobieństwa i wszystkich charakterystycznych cech, nie omijając deformacji i nie starając się pochlebiać urodzie. Ten typ malarstwa portretowego stał się ważnym elementem sztuki polskiej w okresie sarmatyzmu. Natomiast w „głowie” umieszczano tablicę herbową, w  XVI i XVII wieku istniał nawet otwór z szybą do oglądania zmarłego.

Każdy niemal pogrzeb łączył się z ceremoniami, które były wspaniałymi, a zarazem nieraz wstrząsającym widowiskiem (tzw. theatrum funebris), mającym symbolizować dostojność zmarłego i majestat śmierci. Za trumną kroczył ulubiony rumak nieboszczyka, obleczony powłóczystą żałobną kapą, niesiono miecz, szyszak i tarczę, oblepioną gorejącymi świecami, a do kościoła wjeżdżał rycerz cały zakuty w zbroję, „łamał drzewo”, czyli kruszył u stóp katafalku kopię i obalał się z konia na posadzkę kościoła. Zdarzało się, że rycerz, zrzucając się z konia, sam ciężko się uszkodził lub przestraszył samego rumaka, tak jak w 1646 roku w Brodach w czasie pogrzebu hetmana Stanisława Koniecpolskiego kiedy wierzchowiec spłoszył się i stratował bliżej stojących ludzi. Demonstracyjnie łamano również: szablę, buławy, laski marszałkowskie, rozbijano pieczęcie i niszczono chorągwie, zależnie od stanowiska, jakie zmarły zajmował.

Zdarzali się magnaci i szlachcice, którzy za życia polecali się grzebać jak najskromniej, bez wielkich zbytków i ceremonii. Nie zawsze jednak, przeciwnie, prawie nigdy albo bardzo rzadko rodzina uwzględniała takie życzenia zmarłego, uważając ubogi pogrzeb za ujmę rodowego splendoru. Spełniano na pozór ostatnia wolę nieboszczyka, grzebiąc zwłoki bez pomp i ceremonii, ale był to pogrzeb prowizoryczny, po którym następował uroczysty pogrzeb i wspaniały przy wielkim zjeździe żałobnych gości.

Po złożeniu ciała do grobu zaczynały się wielogodzinne mowy pożegnalno-pochwalne, wygłaszane przez duchownych, krewnych i sąsiadów. Po pogrzebie rozdzielano mniej lub bardziej hojnie jałmużny żebrakom oraz zapraszano na stypę. Była to zazwyczaj wspaniała uczta, podczas której gęsto krążyły kielichy, a żałobny nastrój szybko ustępował miejsca rozweseleniu . Następnego dnia po złożeniu ciała miały miejsca egzekwie z kazaniem panegirycznym. W rocznice śmierci, imienin i pogrzebu odprawiano uroczyste msze.

Pogrzeb szlachecki nie był uroczystością tanią. Wydatki, do których wliczano niemal całość bardziej lub mniej wymyślnych ceremoniałów, opiewały nieraz na niebagatelne kwoty. Najdroższe bywały szaty żałobne dla dworu i najbliższej rodziny, obicie ścian kościoła drogimi materiałami, a także opłata za posługi kościelne i ofiary mszalne. Dodatkowo nie należy zapominać o całej oprawie stypy po zmarłej osobie, która również pochłaniała niebotyczne kwoty. W końcówce XVII w. pogrzeb szlachecki mógł kosztować ok. 20 tys. złotych polskich, jednak w przypadku magnatów kwota ta opiewać mogła na setki, a czasem i sumy zbliżone do miliona złotych.

Mimo tego niesamowicie rozbudowanego ceremoniału pogrzebowego nie można zapomnieć przede wszystkim o samym człowieku, choć wydaje się że przed kilkoma wiekami pogrzeb bywał przede wszystkim uroczystością „na pokaz”. Czasy sarmackiej Rzeczypospolitej, szczególnie drugiej połowy XVII w. i całego niemal XVIII w. to okres kontrreformacji, silnie wpływającej na rozwój kultury szlacheckiej. Dziś patrzymy na tej cały proces z jednej strony z podziwem i zachwytem, z drugiej jednak z pewną dozą dystansu, co skłania nas czasem do refleksji – ars moriendi jest bowiem aktualna do dziś.

Konrad Szymański

Zabytkowa Kamienica „Niemczówka”

facebook

instagram

youtube

trip advisor

Zamek Królewski w Chęcinach

CIT Chęciny

Geopark Świętokrzyski

Synagoga w Chęcinach

Gmina Chęciny